Dwór Długoszowskich walczy o przetrwanie!
Piękny, z niepowtarzalną historią i jakże zaniedbany. Mowa o Dworze Długoszowskich, zabytku znajdującym się na terenie Bobowej, którego dziś nikt nie chce mieć w posiadaniu, a który wręcz krzyczy o zainteresowanie.
Na początek trochę historii. Dworek od 1897 roku był własnością Długoszowskich. To tutaj wychował się słynny dyplomata, literat, lekarz oraz adiutant marszałka Józefa Piłsudskiego – gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Sam Piłsudski natomiast pojawił się w Bobowej na Wielkanoc w 1916 r. Później dwór stanowił internat oraz stołówkę dla młodzieży miejscowego Zespołu Szkół im. Henryka Sienkiewicza. Jednak od momentu kiedy przestał pełnić tę funkcję, nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za ten cenny zabytek.
Własność dworku przechodziła z rąk do rąk. Najpierw historyczny budynek przejął Skarb Państwa w którego imieniu działało Starostwo Powiatowe, aby później powrócić z ogromną bonifikatą we władanie rodziny potomków. Roszczenia Długoszowskich w tej sprawie były jak najbardziej słuszne, więc właścicielem obiektu został Leszek Wieniawa-Długoszowski. Jego plan po przejęciu zabytku obejmował nie tylko odremontowanie dworku, ale również utworzenie izby pamięci poświęconej gen. Bolesławowi Wieniawie-Długoszowskiemu oraz zorganizowanie muzeum poświęconego marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu. Słowa okazały się być rzucone na wiatr, gdyż dworek remontu nie dostąpił, nie mówiąc już o jakimkolwiek muzeum. Niczym sierota kilka dni później lub nawet w ten sam dzień potomkowie generała sprzedali dworek kolejnemu właścicielowi – tym razem prywatnemu przedsiębiorcy spod Nowego Sącza. Również i jego oczekiwań dworek nie spełniał, więc został on ponownie wystawiony na sprzedaż z kilkakrotnie wyższą ceną. Dziś dworku nikt nie chce, bo jest brzydki, zniszczony i „grozi zawaleniem”. A my pytamy… co będzie dalej z częścią bobowskiej historii? Czy ktoś się w końcu zlituje i reanimuje obiekt, czy pozwolimy mu umrzeć śmiercią naturalną?
– Jeżeli sytuacja prawna będzie jasna, w tym wypadku najlepiej aby dworek przekazano samorządowi w tym wypadku gminie, dołożę wszelkich starań, aby znalazły się środki czy to unijne, czy też z Urzędu Marszałkowskiego na remont tego obiektu– mówi Paweł Śliwa, radny sejmiku małopolskiego. Tylko gmina mogłaby partycypować i aplikować w środkach z Urzędu Marszałkowskiego przeznaczonych na ochronę dziedzictwa narodowego. Obecnym stanem budynku powinien zainteresować się także konserwator zabytków, w końcu dobro narodowe niszczeje i chyli się ku totalnej ruinie.
Stanowisko gminy przedstawia również burmistrz miasta i gmina Bobowa Wacław Ligęza: Gmina nigdy nie miała tytułu prawnego do tego budynku. Nigdy nie była dzierżawcą, najemcą, nigdy z tym budynkiem nie miała nic wspólnego. Stąd też żadna, w najmniejszym nawet stopniu odpowiedzialność nie spada na samorząd. Pomimo jednak, że takiego tytułu prawnego nie mieliśmy, wspólnie ze starostą gorlickim panem Mirosławem Wędrychowiczem podjęliśmy pewne kroki mające na celu doprowadzenie do tego, aby budynek został w końcu odremontowany. Niestety w Ministerstwie Kultury spotkaliśmy się z odmową, jednak nie poddając się i idąc za ciosem złożyliśmy projekt na lata 2014 – 2020 do Urzędu Marszałkowskiego, aby jednak ratować ten obiekt. Remont dworku to koszt około 5-6 mln złotych, więc budżet gminy w całości zostałby rozłożony tylko na tę inwestycję, na co rzecz jasna nie możemy sobie pozwolić. Myślę, że pretensje kierowane w stronę gminy o stan dzisiejszy zabytku są zupełnie bezpodstawne i bez pokrycia. Zrobiliśmy i tak dużo w tej sprawie, choć nie było to w naszej gestii – dopowiada burmistrz.
A dwór… jak to dwór, będzie stał dalej i czekał na swego właściciela i wybawcę zarazem. Tylko jak długo jeszcze…?